🎏 Reklama Reklama Pranie Mózgu Już Od Rana
Pranie mózgu robią nam już od dziecka.rodzice, nauczyciele, rodzina, znajomi. Kreują w naszych głowach konkretne obrazy dorastania, związków, seksu
Reklama pranie mózgu już od rana. Nikt nie zamierza wymazywać konfidenta Bolka z Popowa z histori tylko niech w podręcznikach napiszą prawde jak donosił na kolegów do SB w zamian za
Marek Sołonin, Pranie mózgu. Fałszywa historia Wielkiej Wojny Na półkach księgarskich nie brakuje opracowań dotyczących historii II wojny światowej. Modną, aczkolwiek niekoniecznie słuszną, tendencją są odważne tezy zawarte w tytułach wielu nowych publikacji. Niewątpliwie wymowny pierwszy człon tytułu najnowszej pracy Marka Sołonina: „Pranie mózgu”, przyciąga uwagę
Zobacz Pranie mózgu Sally Satel, Scott O. Lilienfeld w najniższych cenach na Allegro.pl. Najwięcej ofert w jednym miejscu. Radość zakupów i 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji.
Podobna do gestapo agencja przeprowadza w chińskim mieście miesięczne pranie mózgu na zwolennikach Falun Gong Frank Yue 28.10.2021 04.11.2021 Praktykujący duchową dyscyplinę Falun Gong idą w paradzie w Nowym Jorku, aby uczcić Światowy Dzień Falun Dafa i zaprotestować przeciwko trwającym w Chinach prześladowaniom ze strony
Nawiasem mówiąc, pranie mózgu młodym dzieciom, aby uwierzyły, że szczepionki są „medycyną opartą na nauce”, to tylko część programu. Ostatecznym celem jest przekonanie następnego pokolenia, że szczepionki są „lekarstwem” na prawie wszystkie dolegliwości i uzależnienia, czy to wirusy plandemii takie jak Covid-19 lub
> Twoje "nie pojmuję" dowodzi , że nie znasz polskiego. > A jeśli jesteś obcokrajowcem to cie do polskiego systemu szkolnictwa? Według mnie to Twoje ostatnie zdanie dowodzi o słabiutkiej znajomości przez Ciebie języka polskiego. AC - Kariera - Praca i finanse - Forum - Wątek
Produkty do prania Surf skutecznie piorą Twoje ubrania i nadają im piękny i długotrwały zapach! Dzięki temu pranie z Surf jest czyste i przyjemne, a piękny
fabio Nie należę do "pokolenia JPII" jestem po prostu świadomym wiary. Nie wiem do czego znowu zmierzasz, ale chodzi Ci pewnie o: "Są one (badania prenatalne) moralnie godziwe, gdy nie stwarzają nadmiernych zagrożeń dla dziecka i dla matki i gdy stosowane są po to, by umożliwić wczesne leczenie lub też by dopomóc w spokojnym i świadomym przyjęciu mającego się narodzić dziecka.
Zachód: Konieczne dokładne śledztwo w sprawie tragedii w szpitalu. Dziś, kiedy amerykański prezydent przybył do Izraela, napięcia gwałtownie rosną. Trwa gorączkowe ustalanie, dlaczego
"Reklama, reklama, pranie mózgu już od rana"NIS to kobyła, ciężka, masywna, zabiera kupę zasobów i utrudnia życie. Ja tam polecam przede wszystkim zdrowy rozsądek (praca na koncie ograniczonym i funkcja RUN AS + dobrze skonfigurowana zapora w win7 (praca na porządnie skonfigurwanym profilu publicznym - zapora win7 jest milion razy lepsza niż ten komercyjny szajs) + microsoft
I oboje biorą od początku na siebie odpowiedzialność za ten związek. No i najważniejsze jest, żeby zaczęli go tak, żeby im było dobrze i wygodnie. Stwierdzenie, że kobieta ma czuć siłę faceta (mimo, że często prawdziwe) jest trochę ogólnikowe. Są w końcu kobiety, które same mają Pokaż całość
u4f1Oz. Jakiś czas temu, mój bardzo dobry kumpel Paweł Kumpiniewski opowiedział mi ciekawostkę, która mnie poraziła. Podobno powstają billboardy uliczne z wbudowanym bluetooth, który będzie przesyłał nam reklamy wszelkiej maści na nasze telefony komórkowe, tylko gdy będziemy koło nich przechodzić. Wyobrażacie to sobie? Co kilka kroków słyszeć piiii, piiii... Dźwięki przychodzących smsów. Bez przerwy odczuwać wibracje w spodniach, torebkach, czy gdzie tam trzyma się jeszcze telefony. Jakieś gówniane informacje typu: „kup”, „wygraj”, „zamów”, „twoja dziewczyna - twój chłopak Cię zdradza, wyślij smsa pod nr 666....”. Ja się na to nie pisałem. Nie zgadzałem się, aby mnie torpedowano takimi śmieciami. Informacjami tak zbędnymi, że nawet ich nie czytam. Reklama, która staje się czymś nienamacalnym, nie strawnym, musi działać inaczej. Atakując nas na okrągło tym samym, dobijając się do naszych głów mino to, że nie ma zgody na wejście, musi działać na nas podświadomie. Po pewnym czasie, część ludzi zmięknie i zrezygnowana zgodzi się na warunki jakie proponuje nam reklama wysłana przez stojący obok patyk z zajawką produktu, czy usługi. Część ludzi przejdzie obok tego faktu i machnie tylko ręką. Może się nawet znaleźć i taka część, która pod wpływem wściekłości zacznie robić rzeczy głupie (sami dopowiedzcie sobie co, byliście przecież zdenerwowani). Pytam się w takim razie, po co takie coś? Komu to potrzebne? Kto to wymyślił? Dajcie mi go. Zjem jego mózg i z przyjemnością się wypróżnię. Przecież to będzie zbiorowa wściekłość. Każdy będzie chodził tak nabuzowany, że nie będzie w stanie myśleć trzeźwo i rozsądnie. A jeśli zastąpić reklamowe informacje smsów treściami typu: „Ok. 20000 ludzi zginęło w wyniku ataku terrorystycznego...”, „Ameryka zrzuciła bomby na...”, „Polityk oskarżony o gwałt na...”, „Nadchodzi koniec”. Zbiorowa panika murowana! Już George Orwell pisał, że człowiek niewyżyty (w tym przypadku niewyżyty, gdyż nie będzie ujścia myśli własnych), jest łatwiejszy w kontrolowaniu. Najgorsze jest to, że Ty będziesz jeszcze za to płacić.
Tekst piosenki: Jedz Mentosy noś długie włosy na głowie opaskę szybko zerwiesz jakąś laskę Sto panienek na twój widok się ślini bo właśnie założyłeś nowe pięćset jedyny Mężczyźni na wasz widok wytrzeszczają gały boście się jakimś parfum popsikały Myślisz jak tylko przeczytasz Harlequina, wyjdzie do ciebie jakiś amant z kina Tak to oczywiste, że tak bardzo przytyłaś bo ci z pensji już na Slim-Fast nie starczyło Lecz myślisz jak użyjesz nowego szamponu zostaniesz miss swojego regionu Lalkę Barbie dziecku trzeba sprawić bo w przedszkolu nikt się nie chce z nią już bawić Nawet twój kot tak dziwnie oczy mruży, Whiskas musi mieć, mleko już mu nie służy Tylko reklama twoje życie kształtuje, tylko wedle jej żyjesz, postępujesz Wszystko co zobaczysz ty musisz mieć, tak to reklama ona uczy cię chcieć Nie masz siły by przed nią się bronić, musisz stale za nowością gonić A wybór się staje coraz trudniejszy, bo każdy produkt przecież jest najlepszy REF. Reklama, reklama Pranie mózgu już od rana Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
Nasza przestrzeń miejska przypomina mi trochę strony internetowe z wczesnych lat rozwoju Internetu. Chaos wizualny, migające reklamy, niczym choinka na święta, brak spójności i jakichkolwiek standardów. Patrząc na inne polskie miasta zauważamy, że wcale nie jest lepiej, chociaż to marne pocieszenie. Kiedyś Krzysztof Kasowski śpiewał „Reklama… reklama… pranie mózgu już od rana”. I właśnie dziś kilka słów na temat reklamy outdoorowej w Szczecinie. Patrzę na nią i mam wrażenie, że krzyczy do mnie „Żryj naszą kiełbasę, żryj, teraz, nasza kiełba jest najlepsza!”. Czy podoba się Wam to, jak wygląda nasze miasto? Wszechobecne billboardy, reklamy na płotach, świecące reklamy LED zaglądające do okien mieszkańców w centrum, obklejone zabytki, oplakatowane wyremontowane kamienice. Czy nie macie wrażenia, że nikt nad tym nie panuje, a przykład idzie z samej góry. Nawet działacze polityczni, którzy zazwyczaj starają się „dbać” o estetykę w mieście, podczas okresu przedwyborczego uśmiechają się do nas z praktycznie każdego możliwego nośnika. I to często z miejsc, gdzie normalnie nie ma reklam – na rondach, trawnikach przy ścieżkach rowerowych, a także z plakatów naklejonych na drzewa (lub o zgrozo, przybitych). Mam kilka „ulubionych” miejsc w Szczecinie, gdzie zagęszczenie banerów reklamowych jest większe, niż liczba pasażerów w jadącej do Polic sto-siódemce w godzinach szczytu. Okolice parkingu podziemnego przy pl. Zwycięstwa, ulica Andrzeja Struga (przy północnej nitce wjazdowej do miasta) – oczywiście takich miejsc jest wiele, można by z tego stworzyć niemałą galerię szczecińskiej „sztuki” reklamy. Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Okazuje się, że większość inicjatyw, jakie się pojawiają, są działaniami oddolnymi. Wychodzą bezpośrednio od mieszkańców, artystów, czy też przedsiębiorców. W wielu miastach, również w Szczecinie młodzi ludzie wykonywali pewnego rodzaju fotomontaże, pokazujące poszczególne okolice z reklamami (stan obecny) oraz bez reklam (stan pożądany). Od razu odzywały się jednak głosy przedsiębiorców: jak klienci do nas trafią, jak możemy pokazywać, że tu mamy siedzibę i świadczymy określony zakres usług, skoro nie ma żadnych reklam. Na to też jest rozwiązanie. Spójrzmy na nowe biurowce. Z małym wyjątkiem, wszystkie poradziły sobie z reklamą firm, które znajdują się w tych obiektach. Ładne, świecące w nocy neony, estetyczne reklamy i logo firm na schludnych tablicach przed wejściem. Okazuje się, że jednak można i to w dodatku w Szczecinie, w mieście, w którym często panuje pogląd „nie da się”. W większości przypadków takie działania są doceniane przez lokalne media i społeczności miejskie. Różne organizacje w Szczecinie Stowarzyszenie Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina wraz z projektem Wandalovy organizuje plebiscyt na najładniejszą witrynę sklepową. Sam udział w takim konkursie już na pewno nobilituje przedsiębiorców i ich biznesy. Z kolei zwycięstwo w konkursie daje szereg publikacji w mediach, co bez wątpienia można nazwać „darmową reklamą”, za którą w innych okolicznościach zapłacić trzeba byłoby kilka tysięcy złotych. A gdyby pójść o krok dalej i całkowicie zakazać reklamy wielkoformatowej? Tak się stało w Sao Paulo w Brazylii. Kilka lat temu władze zdecydowały, że trzeba oczyścić miasto z reklam. Nakazali ich usunięcie, przedsiębiorcy mieli na to trzy miesiące, w przeciwnym wypadku musieli płacić wysokie kary. A gdyby u nas zrobić taką rewolucję? Wyobrażacie sobie protesty przedsiębiorców i agencji reklamowych? Dokładnie tak też się działo w Brazylii. Jednak po niedługim czasie okazało się, że ta decyzja była bardzo dobra i miasto nie było świadkiem serii bankructw jednych i drugich. Wzmogło to kreatywność, zaczęto inwestować w inne formy promocji, które dały dużo lepszy efekt, niż banery ustawione „jeden na drugim”. Przeprowadzano ankiety, które wykazały, że 70% mieszkańców jest zadowolonych z takiego działania. Czy to jest możliwe w Szczecinie lub ogólnie w Polsce? Może być ciężko, szczególnie w sytuacjach gdy większość przedsiębiorców nadal często mówi do grafika „Make my logo bigger… niech nasza reklama będzie większa od konkurencji, największa, niech będzie widoczna z kosmosu”. A przecież – jak mawiają – rozmiar nie ma znaczenia… Może niebawem doczekamy się programów w misyjnej telewizji, w których to w „Metamorfozach” nie będą zmieniane tylko pojedyncze osoby, lecz również przestrzenie miejskie. Pierwotnie ten wpis ukazał się w MM Trendu, w którym co miesiąc ukazują się moje artykuły. Twórca całego zamieszania, jakim jest Szczecin Blog. Na bieżąco informuje mieszkańców o tym, co się dzieje w naszym mieście. Pasjonat Szczecina, podróży i aktywnego wypoczynku. Na co dzień zajmuje się marketingiem i handlem. Hobby: jest ich wiele (nie sposób się nudzić) - urbanistyka, nowe technologie, komunikacja, psychologia, dobre europejskie kino.
Łukasz z reklamami ma do czynienia dosyć rzadko. Jednak to w zupełności wystarczy, by zaobserwować, jak skutecznie specjaliści od marketingu oddziałują na myślenie dziecka. Koniec każdej reklamówki kwitowany jest następująco: "Chcę to mieć!" I nie ważne czy będzie to miś eduś czy "ulubione ciasto wszystkich Polaków"... Slogany reklamowe wpadają w ucho szybko i równie szybko "wzbogacają" słownictwo dziecka o różne zwroty i wyrażenia... Łukasz rysuje z Tatą obrazki. Po chwili mówi:- Już lepiej nie można pokazać, że ta pani to jabłko, a ten pan to błonnik! (z reklamy soku jabłkowego). Następnie, w przerwie między jednym a drugim łykiem swojego picia - A to tekan, czy co to? - pyta. Zdezorientowany Tata po chwili łapie, że synkowi chodzi o ulubiony gatunek herbaty "naszego" mistrza...
Wiadomość pozostałe 30 sierpnia 2009, 10:00 autor: Marek "Fulko de Lorche" Czajor Reklamy w mediach są tak stare, jak same media. Prawda ta nie dotyczy jednakowoż Polaków, którzy takiej potrzeby w czasach PRL-u nie odczuwali. Kupowali i tak to, co akurat rzucono na sklepy, a przebieranie w towarach czy usługach – toż to śmierdziało zgniłym kapitalizmem! „Reklama, reklama, pranie mózgu już od rana” śpiewa Krzysztof „ Kasowski. Fulko, odkąd dorwał Singstary i ni cholery nie może poprawnie zaśpiewać „Maczo”, nabrał szacuneczku dla Krzyśka. Ale nie song o brysiu jeżdżącym starym Żukiem chce Wasz ulubiony felietonista dzisiaj polecić. Tematem felietonu będzie reklama. Reklama – to coś, czego nie lubimy, na co psioczymy, czemu nie poświęcamy grama uwagi, a czego mimo wszystko na okrągło słuchamy, czytamy lub oglądamy. Fakt, że nieraz (a w zasadzie zawsze) wbrew własnej woli. Reklamy w mediach są tak stare, jak same media. Prawda ta nie dotyczy jednakowoż Polaków, którzy takiej potrzeby w czasach PRL-u nie odczuwali. Kupowali i tak to, co akurat rzucono na sklepy, a przebieranie w towarach czy usługach – toż to śmierdziało zgniłym kapitalizmem! Żeby nie było, że Fulko coś pokręcił – parę reklam owszem, było. Waszemu protagoniście utkwiły w pamięci szczególnie hasła na neonach namawiające do systematycznego oszczędzania. „Dzisiaj w SKO, jutro w PKO” – głosił komunistyczny slogan. I oszczędzało się. Najpierw małe Fulczątko dawało zarobić paniom nauczycielkom w szkole, potem starszy, dorodny już Fulko dawał hajc na książeczkę oszczędnościową w PKO. Niestety, kiedy po latach przyszło do likwidacji książeczek, za zbierany przez lata wkład można było kupić na przykład... scyzoryk. Akurat do poderżnięcia sobie żył. Ech, te neony... Koniec PRL-u oznaczał początek ery reklam w polskich mediach. Takich prawdziwych, wolnorynkowych, w stylu zachodnim. Kolorowy świat, w którym z taką troską dba się o nasze zdrowie, wygody, a przede wszystkim portfele, początkowo uwiódł Polaków. Sam Fulko uwielbiał specjalne pokazy i plebiscyty na najlepsze reklamy. Ale było i dawno minęło. Przejadło się. Dziś, dzięki różnorakim badaniom rynkowym, określaniu grup docelowych, szukaniu targetów i innym, utrwalającym stereotypy „instrumentom” karmieni jesteśmy wciąż tym samym. Czy to nie dziwne, że, poza drobnymi wyjątkami, Fulko zawsze przynajmniej w zarysie wie, co będzie w reklamie, zanim ją jeszcze pokażą? Spoty z udziałem kabaretu Mumio to jeden z niewielu rodzynków w nudnym reklamowym cieście. Te na pozór głupawe filmiki zyskały już miano kultowych. Szampony, podpaski i prezerwatywy reklamują zawsze długonogie laski o takiej urodzie, że szczęka opada (a coś innego się podnosi). Zupki i przyprawy to domena mamusiek do lat czterdziestu posiadających w domu bandę głodomorów. Proszki reklamują też mamuśki, które zawsze wylewają na siebie jakieś sosy i soki, a ich dzieci non stop taplają się w błocie. Kremy na zmarszczki zachwalają zazwyczaj pięćdziesiątki wyglądające jak trzydziestki, lekarstwa – sześćdziesiątki wyglądające na pięćdziesiątki, a kleje do sztucznych szczęk... hmm, mniejsza z tym. Wasz mistrz pióra lubi też reklamy banków i aut – występują w nich najczęściej zadowoleni z życia, zamożni, uśmiechnięci dżentelmeni w średnim wieku, mówiąc wprost – ludzie sukcesu. Nie tacy, jak sąsiedzi Fulko – smutni, nerwowi, zapracowani, z niespłaconymi kredytami. Inny świat. Dlaczego Wasz miły piwożłop tak się przeczepił do reklam? Ano dlatego, że ostatnimi czasy natrafił na kilka artykułów, opinii, polemik forumowych poruszających problem wzrostu natężenia reklam w grach. Duża część dyskutujących jest zatrwożona: „pada ostatni dziewiczy bastion! Za dwa lata nakłady na reklamy w grach zwiększą się czterokrotnie! Branża podzieli los telewizji, radia i gazet! Czyżby groziły nam przerwy w rozgrywce na bloki reklamowe?! Niektóre zdania Fulko podziela, inne nie, a jeszcze inne to jakieś głupie wręcz są. No bo to, że „wszędobylska komercha zżera branżę”, wiedzą wszyscy (choć chyba nie wszyscy rozumieją, co mówią – Fulko nie rozumie). Ale czy wszyscy zdają sobie sprawę, że reklama była obok i w samych grach od zawsze? Może nie wciskała się tak nachalnie i chamsko, jak w mediach, nie przeszkadzała w graniu, ale była i basta. Jak mówimy o branży, to spójrzmy na prasę grową. Wasz protagonista nie spotkał się z czasopismem, w którym od zawsze nie byłoby reklam. W niektórych przypadkach człek się wręcz zastanawia, czy ma do czynienia z gazetką o grach, czy może ulotką z hipermarketu. I nie ma znaczenia, czy jest to zagraniczne, stareńkie „Amiga Action”, czy nasz rodzimy tytuł. Pamiętacie taką polską gazetę w czerwonych okładkach? Od pewnego czasu w prasie zaczęły pojawiać się reklamy spoza branży komputerowo-growej. Trend ten, który serwisom netowym jakoś się wybacza, tutaj odrobinkę razi. Bo gdy w największym na rynku piśmie o grach Fulko ogląda drinki energetyczne, torby, porno tapety na komórki czy gorące kubki, to zastanawia się, czy aby ten S. na starość ciut nie zdziwaczał? Choć z drugiej strony – komu to NAPRAWDĘ przeszkadza? Wam chyba nie. Fulko w sumie też nie. Malkontentom? Ooo, tym na pewno tak, ale im przeszkadza nawet smród tygodniowej zupy ogórkowej (no... przykład może niezbyt trafiony). Nie podoba się – nie czytaj, przerzuć na następną stronę i pamiętaj, że może dzięki tym reklamom Twoja ulubiona gazeta w ogóle istnieje. Już na 8-bitowe „mikrokomputery” pojawiały się produkcje z zamieszczonymi w nich reklamami. Co więcej – to dzięki nim gry wyglądały ładniej. Prasa prasą, ale clou sprawy reklam jest stuff nie na zewnątrz, ale wewnątrz samych gier. Gdy odpalacie jakiś tytuł, nieraz natrafiacie na banery, szyldy, plakaty czy bilboardy z logami firm. Jedne są statyczne, inne dynamiczne, niektóre wyświetlają nawet filmiki. Już w wiekowym Pole Position (1982) reklamowały się Marlboro, Pepsi, Martini i Canon. Oprócz samych logosów w grach umieszczane są również konkretne produkty (tzw. product placement). I tak np. jeżdżąc taksówką w serii Crazy Taxi podwozicie głodomorów na żarcie do Pizzy Hut, Burger Kinga i KFC, amatorów ciuchów na zakupy do sieci FILA i sklepów Levisa, a potrzebujących kredytu po kasę do Sky Banku. W MGS 4 jako Snake używacie komórki SonyEricsson, słuchacie iPoda Apple, a nawet relaksujecie się Playboyem (tak jak w rzeczywistości). W dziesiątkach grach wyścigowych (Gran Turismo, PGR, Need for Speed itd.) ujeżdżacie całą masę samochodów autentycznych marek. Przykłady można by mnożyć. Gdy dany producent chce mieć grę ze swoim produktem w roli głównej, składa w firmie deweloperskiej specjalne zamówienie. I powstaje gra-reklamówka. Pamiętacie legendarnego Zoola? Przygody mrówki ninja sponsorowane były przez koncern Chupa Chups, dzięki czemu kolorowe lizaki wręcz wylewają się w hurtowych ilościach z ekranu. W innej platformówce – Colgate, bohaterem jest ząbek, który z tubką pasty i szczoteczką wiadomej firmy niszczy zarazki. W całkiem nowym Dash of Destruction na X360 dinozaury z dostawcami chipsów Doritos tłuką się dzięki firmie Frito-Lay. W tym przypadku firma zastosowała chytry plan przyciągnięcia jak największej ilości klientów. Gra po pierwsze: jest do ściągnięcia z XLA, po drugie: jest darmowa, a po trzecie: jest przeraźliwie łatwa. Każdy posiadacz X-a, który lubi nabijać sobie GameScore (czyli wszyscy), od razu ją ściągnął. Fulko też. Zastanawiacie się, czy takie prostackie gry za free mają sens? Spytajcie ludzi z koncernu DaimlerChrysler, który dzięki swojej darmowej grze-reklamówce sprzedał w danym okresie o 10 tysięcy Jeepów więcej. Sposobów na reklamowanie się przy pomocy gier jest naprawdę wiele. Od jakiegoś czasu producenci denerwują graczy, ujmując im po kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund z czasu przeznaczonego na zabawę. A to wydłużają instalacje i loadingi poprzez doklejanie reklam, a to zmuszają do przeklikania kilku plansz reklamowych, zanim pokaże się plansza tytułowa, a to stosują jeszcze inne sztuczki, starając się przykuć naszą uwagę. Na szczęście we właściwą rozgrywkę buciorami nie włażą i to jest NAJWAŻNIEJSZE. Bo największym nieszczęściem byłoby zaaplikowanie Fulko i Wam bloków reklamowych. Wiecie, gracie w Burnouta, na budziku macie dwie stówki, adrenalina ścieka Wam po kolanach, a tu nagle... pyk! Akcja zostaje przerwana, a na ekran monitora wjeżdża pani z proszkiem BulBul, usiłując Was przekonać, że żaden inny specyfik nie wypierze lepiej Waszych dziwnie pachnących gaci. Tak, to, co zabija od lat telewidzów (szczególnie filmy), zrobiłoby równie wielką krzywdę graczom. Jaki byłby skutek? Fulko nie umie sobie tego wyobrazić. Pewnie byłoby więcej samobójstw, skopanego ze złości sprzętu i bomb w kopertach adresowanych do producentów i wydawców. I cracków „czyszczących” gry z reklam. Ale póki co, nie martwy się na zapas. Póki ta cała marketingowa „komercha” w grach nie ingeruje w rozgrywkę (przynajmniej z naszego, tj. graczy punktu widzenia), niech sobie zwiększają nakłady na reklamę i reklamują, co chcą. Nawet promocja proszku BulBul w niektórych okolicznościach ma sens. Gacie też trzeba w końcu kiedyś wyprać. Marek „Fulko de Lorche” Czajor Wypite – Zabij mnie – Rozterki – Pożycz – Jaśnie Pan – Giełdowe mydło i powidłoPiO 6 – Pierwsze zloty na płotyPiO 7 – KolekcjonerPiO 8 – Nie ma w co grać!?PiO 9 – Ja pisać lux tekstyPiO 10 – Bajeczki medialnePiO 11 – SklepPiO 12 – Fanboy – brzmi dumnie?PiO 13 – Plastikowa rzeczywistośćPiO 14 – Obywatelski obowiązekPiO 15 – Virtual RealityPiO 16 – Polskie dziadostwoPiO 17 – Garstka ryżu i łyk źródlanej wodyPiO 18 – Hasta la vista, Michael
reklama reklama pranie mózgu już od rana